01.07.2013
Godzinę wyjazdu z Zakopanego ustaliliśmy na 6:00, jednak pożegnalne zdjęcia przesunęły start na 8:00. Pierwszą granicę – ze Słowacją - przekroczyliśmy już po kilkunastu minutach. Chyba cała nasza czwórka zdawało sobie sprawę, że mogą się nam przydarzyć awarie samochodu, ale żeby już u naszych sąsiadów … na 130 km ?!
Temperatura silnika podniosła się do niepokojącego poziomu. Po sprawnej wymianie wentylatora, ruszyliśmy dalej. Ustaliliśmy, że już w Słowenii, gdzie zaplanowaliśmy pierwszy nocleg, na spokojnie i na większą skalę będzie można sprawdzić co się dzieje. W miejscowości Bled znaleźliśmy nocleg ze śniadaniem. Podczas nocnych napraw Wojtek z Edim usunęli termostat, walczyli z nim do 23:00, ponoć ma już być dobrze, zobaczymy. Jutro pobudka około 7:00.
02.07.2013
Poranny spacer po wąwozie wprowadził nas w dobre nastroje, a po wczorajszych nocnych pracach przy samochodzie wsiedliśmy do niego z pełnym spokojem. Ustalone zostało, że zatrzymujemy się na noc w Savonie niedaleko Genovy i jeszcze raz zostaną podjęte próby usunięcia usterki. Podczas wstępnych oględzin ujawniła się dziura w chłodnicy. Wojtek nie dał za wygraną, zawziął się ! I słusznie. Wszyscy chcemy jak najszybciej znaleźć się w Afryce.
Po kolacji w miejscowe trattorii, skromnej, ale ze świetnym jedzeniem, dobry nastrój nie wraca. Udajemy się na spoczynek na naszym campingu położonym nad morzem. Może nowy dzień przyniesie poprawę. Rano okazuje się że rachunek do uregulowania za kamping jest znacznie wyższy od ceny ustalonej w dniu wczorajszym. Jesteśmy zdenerwowani, ponieważ kilka razy dopytywaliśmy panią z recepcji czy chodzi jej o 17 czy 70 euro. Stanowczo wówczas potwierdzała, że 17 - i na nic nasze starania skoro okazuje się, że jednak 70. Płacimy i ruszamy dalej.
03.07.2013
Cały dzień spędzony w trasie. O 19:00 udało nam się dotrzeć do Barcelony. Postanowiliśmy, że będziemy jechać przez całą noc. Mieliśmy też mały problem z klimą, co nas przeraziło, jednak na szczęście sytuacja została szybko opanowana.
Nad ranem dotarliśmy do Algeciras. Jesteśmy niewyspani i zmęczeni, jednak nie ma to znaczenia. Już prawie jesteśmy w Afryce - to jest najważniejsze! Teraz szybko do portu. Już z zakupionym biletem ustawiamy się w kolejce, do której co chwila dojeżdżają kolejne samochody zapakowane taką ilością towaru, że nie możemy się nadziwić. Wyczekiwanie zdaje się ciągnąć bez końca. Wzbudzamy zainteresowanie jednego z pracowników. Był to starszy pan, któremu wygląd naszego samochodu skojarzył się z rajdowym. Opowiadał nam barwne historie, jak to kiedyś brał udział w rajdach po pustyni.
Dodaj nową odpowiedź