Tłum ludzi, nikt nie krępuje się płakać, bo w takim wypadku łzy nie stanowią powodu do wstydu. Najważniejsze jednak są te „wyprane” z uczuć i niedowierzające oczy rodziców, kiedy widzą zapadającą się trumnę z ICH dzieckiem. Gdy już usypany zostanie kopiec ziemi i postawiony krzyżyk, pozostaje tylko ten pulsujący w głowie ból.
Jedenaście bolesnych liter postanowiłam wpisać w wyszukiwarkę Google i pod hasłem „samobójstwo” uzyskałam 2,150 tys. odpowiedzi. Znajduję tam porady jak się najskuteczniej zabić, dyskusje o ich podłożu oraz to, czy można pomóc przyszłym samobójcom. Wchodząc na jedną ze stron zapoznaję się ze wstrząsającą statystyką, która mówi, że co 40 sekund ktoś na świecie postanawia odebrać sobie cud życia. W imię czego? Braku pracy, miłości, pieniędzy i nadmiaru problemów?
Ja jednak chciałabym skupić się na pozostawionych w bólu rodzinach, które bardzo często obwiniają siebie. To w jakim stanie się znajdują najlepiej oddaje cytat z książki E.E. Schmitta „Kiedy byłem dziełem sztuki”: „Tego dnia, kiedy się dowiedzieliśmy, że nasz Tazio rzucił się ze skały... byliśmy zdruzgotani. Nie może pan sobie wyobrazić tego bólu, który pogrąża w nicości dwadzieścia lat trosk, obaw i miłości... Po co? Dlaczego? [...] Po nic. Ale jest coś gorszego. Rozpacz przechodzi w poczucie winy. Co takiego zrobiliśmy? Czego nie zrobiliśmy? Jak spojrzeć w lustro, skoro widać w nim rodziców dziecka, które popełniło samobójstwo?”. Gdy już jednak spojrzą sobie w oczy, widzą wylewające się z nich strumieniami poczucie winy i obezwładniającą bezsilność. Zastanawiają się nad miejscem swojego potknięcia, popełnienia błędu.
Moim zdaniem jednak, ktoś kto jest zdecydowany na taki krok, jest nie do powstrzymania. Nie można danej osoby na siłę utrzymać przy życiu, kiedy już straciła jego sens. Dla niej dzień jest beznamiętną pustką prowadzącą do jeszcze samotniejszej nocy. Dowodem na moje słowa są „listy uciekających dusz”. W nich zawarta jest prawda o sensie i powodzie samobójstwa. Uciekające dusze nigdy nie kłamią!
Być może dla kogoś ten felieton będzie się wydawał pouczającą ”paplaniną” dziewczyny, która nic nie wie na temat, o którym pisze. Jest jednak inaczej. Faktem jest to, że bliska mi osoba próbowała pozbawić się życia, jednak została odratowana (całe szczęście!). Kiedy był moment załamania niczego nie zauważyłam, dlatego rozumiem rodziców, którzy przegapili krytyczny moment swoich pociech. Cały czas się boję (nawet teraz coś mnie boleśnie ściska w gardle, gdy to piszę), że znowu będzie źle, a samobójstwo się powiedzie. Liczę jednak po cichu, że te słowa mają sens: „Z samobójstwem jest jak ze spadochroniarstwem: pierwszy skok jest najlepszy. Powtórka osłabia emocje, recydywa zniechęca.”
Na koniec dodam słowa jednej z użytkowniczek portalu wypowiadającej się na ten temat:
„Zazdroszczę komuś, kto przez całe swoje życie nigdy nie myślał o samobójstwie.”
Dodaj nową odpowiedź